Home Wyprawy/Expeditions AUTO-TURYSTYKA W ARMENII - RELACJA II
AUTO-TURYSTYKA W ARMENII - RELACJA II Email
Wpisany przez Mirosław Wdzięczkowski   
niedziela, 12 lipca 2015 19:14

 

DROGA DO KARABACHU

 

Teraz może już być tylko bardziej ekstremalnie. Karabach to strefa wojny, terytorium sporne między Azerbejdżanem i ARMENIĄ. Wojna o Górski Karabach zakończyła się utworzeniem Republiki Nagorno Karabach (po ormiańsku Artsakh), nie uznawanej przez społeczność międzynarodową.

Wojna między obu państwami oficjalnie się nie zakończyła, ustała tylko stała wymiana ognia, a raczej zamieniła się ze stałej w okazjonalną. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie można wjechać do Karabachu, wszystko zależy od tej właśnie okazjonalnej wymiany ognia.

 

ZOBACZ TAKŻE;   ARMENIA - WYPRAWA I


Po co więc jechać do Karabach? - Po przygodę! Też mi przygoda jechać na wojnę! Ale nas ciągnie tam, gdzie rzadko kto zdołał zawitać. Zaskoczeń było moc! Rajcuje nas nie tylko przygoda. Wiemy, ze Krabach to najpiękniejsza część Kaukazu, najpiękniejsze zalesione pasma górskie. Nazwa Karabch znaczy po turecku : czarny ogród. I rzeczywiście jak się zaraz przekonamy jest to ogród, tyle ze rajski.

 

 


 

Odległość z Erewania do stolicy Karabachu Stepanakertu to ponad 400 kilometrów z licznymi zabytkami i górami po drodze. Ale za to jakimi! Południowy Kaukaz jest monumentalny, wysokie góry, piękne i nieodgadnione, wręcz mistyczne, im bardziej na wschód i południe, tym bardziej skłaniają ku zadumie i zmuszają do ostrożności, także na drodze. Tylko niekiedy typu alpejskiego z ostrymi, poszarpanymi szczytami. W większości są nieco bardziej łagodne, nie znaczy, iż łatwe do wejścia, lecz żmudne, bo duże. Średnio od 2 do 3 tysięcy metrów. Robią niesamowite wrażenie. Niedługo po wyjeździe z Erewania zjeżdżamy z remontowanej autostrady, by pojawić się na najlepszym „planie filmowym” ich Świętej góry Ararat. Ta powulkaniczna góra o dwóch szczytach wyrasta nagle z rozległej równiny, ma zawsze ośnieżone szczyty. Jest to jedna z dwóch gór na świecie o najwyższym przewyższeniu od podstawy do szczytu. Inne są może wyższe – mają więcej metrów nad poziomem morza, ale atak szczytowy rozpoczniemy dużo wyżej.

 


 

Jedziemy do Khor Virap skąd zazwyczaj rozciąga się najlepszy widok na oba szczytu Araratu. Najlepszy widok – lecz nie dziś z powodu bardzo niskich chmur. Stoimy plecami do klasztoru Khor Virap, kilkaset metrów od granicy z Turcją – wciąż gorącej, ze względu na grożący konflikt, ogrodzonej płotem i pilnowanej przez żołnierzy rosyjskich. Za nami kościół sprzed siedemnastu wieków, Khor Virap. Zabytki mające mniej niż tysiąc lat w tym kraju są młode. W podziemiach tego kościoła, w niezwykle małej celi bez światła więziono przez wiele lat króla Grzegorza, chrześcijanina.

Lecz on wiary się nie wyrzekł i Armenia stała się pierwszym krajem chrześcijańskim na świecie, z czego jej mieszkańcy są po dzisiaj dumni.

 

 

 

 

 

Jedziemy dalej, stale pnąc siew wzwyż. Pośród wielkich i stromych ścian zjeżdżamy w kierunku kolejnego zabytku sakralnego. Potęga Kaukazu budzi nasz podziw i liczne westchnienia. Wtem zza ściany na wysokim wzniesieniu wyłania się jeden z najpiękniejszych zabytków kraju, znany ze zdjęć promocyjnych Noravank. Na górze znajdują się dwa kościoły. Kościół Saint Karapet ma na zewnątrz nad wejściem strome, wąskie schody. Wejście na nie, stanięcie w drzwiach górnego kościoła i pomyślenie marzenia proponuje się każdemu turyście. Podobno marzenia się spełniają. Ale nawet jeżeli sienie spełnią, warto było się wspiąć. Widok na czerwone góry jest nie do opisania!

 


Wracamy do głównej trasy wzdłuż kilkunastu kilometrowego kanionu i pniemy się długo w górę, aż do przełęczy, gdzie temperatura spada z ponad 33 stopni do na poziomie stolicy do 12,5 stopnia.

Jedziemy Oplem Antara z napędem na cztery koła i benzynowym silnikiem 2,2 litra i automatyczną 6-biegową skrzynią. Silnik jest elastyczny, ale automat odbiera mu wiele wigoru. Jesteśmy na poziomie podstawy chmur. Zjazd w dół i od razu temperatura wzrasta do 19 – 22 stopni.

 

 


Po kilkudziesięciu kilometrach skręcamy o kilka kilometrów w prawo. Tam znajduje ultranowoczesna kolejka gondolowa, wybudowana przez jednego z lokalnych oligarchów, miliarderów, do którego należy między innymi bank. Zabiera naraz 25 osób. Początkowo zdziwienie – po co kolejka, która jedzie gdzieś w dół, na jakąś skałę i dalej wcale nie w górę.

 

 

ARMENIA -  ZOBACZ FILM -  PANORAMA Z KOLEJKI DO TATEV

 

 

Wspaniałe, wręcz nie do opisania widoki mówią nam wszystko. Dla tych widoków warto zbudować kilka kolejek. Górna stacja znajduje przy sanktuarium Tatev – jednym z największych i najpiękniejszych w całej Armenii. To 255 km od stolicy kraju. Kolejka ma ponad 5200 metrów długości i pobiła kilka rekordów Guinnesa. W dawnych czasach Tatev był klasztorem i uniwersytetem. Był centrum nauki i kultury Armenii.

W miejscowości Goris, bliżej granicy z Górskim Karabahem jemy obiad w bardzo ciekawej restauracji z hotelem. W ogrodzie pod pnącymi się winoroślami panuje względny chłód i spokój. Jedzenie pierwszorzędne. Wszystko smaczne, świeże i atrakcyjnie podane. Niestety w dużych ilościach, śmiejemy się, iż jeden dzień w Armenii to co najmniej jedno kilo „nadbagażu”.

 

Warszawa, a właściwie Pobieda M20 w Stepanakert.

 

 

 

Na granicy między Armenią i Republiką Górskiego Karabahu (Artsahu) nie robią nam kłopotów z wpuszczeniem, tylko każą następnego dnia iść do ministerstwa spraw zagranicznych po wizę, która kosztuje sześc tysięcy drahm (12 Euro|). Co czynimy karnie udając się do budynku przy głównej ulicy, który wygląda jak nieco większa kamienica w mieście powiatowym.

 

 

Niedaleko Stepanakert, stolicy Republiki, znajduje Shoushi położone na wzgórzach nad Stepanakert – miejsce strategiczne w wojnie ormiańsko-azerskiej. W środku miasta jest kościół z XIX wieku – niemal „modern art” jak na warunki historyczne tych terenów. Młodziutki i bardzo podobny do kościołów katolickich. Zagaduje nas ksiądz i prowadzi w dół do piwnicy, w której znajduje się pomieszczenie o półkolistym sklepieniu i niesamowitej akustyce stereo. Wspólna modlitwa jest niesamowitym przeżyciem.

 

 

Bardzo ciekawe wnętrze jednej z eleganckich restauracji w Stepanakert.

 

Stepanakert rzuca nas na kolana. Wyobraźnia mówiła, iż będą tam czołgi, wojsko w pełnym rynsztunku i okopy.... Zastaliśmy nieduże kilkudziesięciotysięczne miasto z pięknymi budynkami, licznymi budowami nowych hoteli. Pięknym głównym placem miejskim, fontannami, eleganckimi czystymi hotelami i …. sklepami luksusowych światowych sieci. Jeśli tak wygląda wojna. … to ja bardzo proszę!

 

 

Takie monumenty widzieliśmy na kilku przełęczach.

 


 

W rzeczywistości zaludnienie poza Stepanakert jest małe. Dużo ludzi wyjechało, sprowadzili się inni. Ludność Karabachu to niecałe 200 tysięcy mieszkańców, a rząd Armenii robi wszystko, żeby ludzie przyjeżdżali do Karabachu. Obecnie Karabach zasiedlany jest ormiańskimi uchodzcami z Syrii.

 

 

Diaspora ormiańska z całego świata pomaga finansowo, a rząd Armenii również silnie wspiera ten region. Ale uśmiechnięci ludzie i dobre drogi robią wrażenie. To chyba najbogatszy region, jaki odwiedziliśmy.

Po nocy w bardzo dobrym hotelu i doskonałym śniadaniu wyruszamy – a jakże by inaczej – zwiedzać kolejne sanktuarium Gandzasarvnk, nieopodal Stepanakert, na wysokości 1200 m n.p.m. Oczywiście na dużym wzniesieniu z widokami zapierającymi dech w piersiach. Świątynię zaczęto budować w 1238 roku, otwarto dwa lata później. W uroczystości otwarcia uczestniczyło 700 księży. Są tam relikwie Św. Jana i innych świętych. Do XVI w. był to główny kościół na tym terenie – oddzielna diecezja. Od 1989r do 1991r był zamknięty. W czasie wojny z Azerbejdżanem częściowo zniszczony. Dwie bomby uderzyły w kaplicę, ale nie wybuchły. Trzecia bomba utkwiła w ścianie budynku i zostawiono ją. Można ją tam obejrzeć.. 12 lipca odbędą się obchody 778 rocznicy świątyni.

 

 

Bardzo ciekawie także prezentuje się w miejscowości poniżej Gandzasarvank amfiteatr „na wodzie”. Właściwie po obu stronach strumienia przy hotelu. Kilkaset metrów dalej restauracyjka prowadzona rodzinnie – przez rodziców z synem, który właśnie wrócił z wojska. Grill przy drodze, podane sery, jogurt i zsiadłe mleko prawdziwe, tak pyszne, iż nie da się tego opisać. Ekwiwalent 5 Euro na cztery osoby za wspaniały posiłek nie rujnuje kieszeni.

Również rzucił nas na kolana posiłek w drodze powrotnej w miejscowości Goris, ale w innej restauracji. Mała, skromna restauracyjka prowadzona rodzinnie, z grillem od ulicy daje w pełni poczuć wszystkie smaki Armenii. Warzywa świeże, pełne słońca, szaszłyk z grilla i przednia kawa surcz oddają w pełni to, co już wcześniej posmakowaliśmy.


 

KARABACH  -  ZOBACZ FILM  -  ZWIERZĘTA NA DRODZE

 

 


 

Droga jak i samochód – Opel Antara są bardzo dobre. Wracamy w kierunku Erewania,temperatury wzrastają im niżej zjeżdżamy aż do 37 stopni i. … z Khor Virap nareszcie rozciąga się piękny widok na Ararat, choć nieco zamglony. Ta góra z ośnieżonymi szczytami budzi duże emocje wśród Ormian i nie ma się co dziwić. Jest niesamowicie piękna. Czujemy respekt przed jej ogromem.

Cała wyprawa to tylko mały skrawek tego, co na Kaukazie można zobaczyć. Doskonała kuchnia, bezpiecznie jest wśród ludzi, którzy są wyjątkowo gościnni, przyjaźni i bardzo lubią Polaków. Ceny dla nas przystępne, nieco taniej niż w Polsce, a poza stolicą obiad dla czterech osób może kosztować kilka Euro.

 


 

Myślę, ze nie udało by się zwidzić tylu miejsc w 6 dni bez wprawego przedownika, Narine Mirzoyan, szefowej biura NASHOTTours (www. nashottour.am). Nara organizuje tury dla obcokrajowców,  oprócz zabytków, zna najepsze hotele, restauracje i chyba wszystkie ciekawe miesjca w tym cudownym kraju.

A spaliśmy w wiosce dzieciecej SOS w Kotayk pod Erewaniem.


ZOBACZ  -  ZAPROSZENIE NASHOT TOURS DO ARMENII


Tekst, zdjęcia i filmy; Mirosław Wdzięczkowski


PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ;

AUTO-TURYSTYKA NA WĘGRZECH II

AUTO-TURYSTYKA W LE MANS

AUTO-TURYSTYKA W BERLINIE

 

 


 
Designed by vonfio.de