SUZUKI SWIFT W KRAKOWIE Drukuj
Wpisany przez Leszek Kowalczyk   
środa, 06 lipca 2011 17:11

 

Szybki mieszczuch w podróży czyli Kraków tam i z powrotem

 

Testowanie typowo miejskiego auta w długiej podróży w pierwszej chwili wydaje się niedorzeczne. Wszak specyfika takiego auta, wyposażenie i gabaryty nie pod tym kątem zostały przygotowane. Jednakże turystyka motoryzacyjna to nie tylko podziwianie pięknych krajobrazów poprzecinanych trasami, po których pędzimy bardzo komfortowym autem, ale także zwiedzanie atrakcji, zabytków miast i miasteczek, co niejednokrotnie wiąże się z koniecznością stania w korkach, a na tym polu testowane auto ma wiele do zaoferowania.

 

 

 

 

Postanowiliśmy więc zapomnieć o kanonach i małym, miejskim Suzuki Swift w wersji Elegance wybrać się na jednodniową wycieczkę do Krakowa. Pamiętam opowieści starszych kolegów o podróżach do Chorwacji maluchem oraz jaki fun temu towarzyszył. „Słuchaj Stary pojechałem z dwoma kumplami maluchem wypchanym po brzegi wałówą i bagażami do Chorwacji. Pędziliśmy 80 na godzinę i siedzieliśmy w kąpielówkach bo było tak gorąca, że nie szło wytrzymać” brzmi zdecydowanie lepiej niż „Słuchaj Stary pojechałem z dwoma kumplami do Chorwacji. Tragedia – 16 godzin. Dobrze, że była klima”, a przynajmniej dla mnie, wszak nieważny środek transportu, ale dobra zabawa. A więc postanowiliśmy zaszaleć, bo inaczej chyba nie można nazwać wycieczki na krakowską starówkę, żeby się napić kawy z widokiem na sukiennice i stojące przed nimi zabytkowe dorożki. W końcu jedziemy nie byle jakim miejskim autem – nazwa zobowiązuje.

 

 

Godzina 6:30 – wyjazd z Warszawy – korki. Radość podróży w korkach pozostawię bez komentarza mając w pamięci cytat z filmu „C.K. Dezerterzy” – „Wie pan, że nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić …”. Miłe towarzystwo w pełni zrekompensowało przejazd przez budzące się do życia miasto. Miłe towarzystwo … i rewelacyjny system „Engine Auto Stop Start”, który wyłącza silnik za każdy razem jak zatrzymuję auto i wrzucam na luz (w moim starym aucie gaśnięcie silnika w podobnych okolicznościach, skończyło się wymianą elektroczujnika niskich obrotów :-) ). Wciśnięcie sprzęgła powoduje start silnika i nim zdążę wrzucić bieg auto jest gotowe do jazdy – re-we-la-cja! Formalnością będzie dodanie jaki wpływ ma to na zużycie paliwa.

 

Godzina 7:30 – wyjazd z Warszawy – trasa katowicka w budowie, więc jedziemy na Radom. Mijamy Janki po prawej stronie i mkniemy trasą E77 w kierunku Radomia i tu pierwsze zaskoczenie – S7. Dawno tędy nie jechałem – trasa jest wspaniała! – zaczyna się przed Grójcem i aż do Radomia możemy mknąć nieprzerwanie 110 km/h, przejazd wydaje się być chwilą, czuć powiew współczesności. Wjazd do Radomia powoduje nieznacznie szybsze bicie serca. W sumie trochę nudne może się wydawać podróżowanie ze stałą prędkością, nic się nie dzieje, nikt nie spowalnia, a jednak zderzenie z rzeczywistością powoduje, że szybko zaczynamy za tym tęsknić. Na szczęście w Skarżysku-Kamiennej zaczyna się kolejny odcinek S7, którym dojeżdżamy do Chęcińsko-Kieleckiego Parku Krajobrazowego i za chwilę naszym oczom ukazuje się zamek w Chęcinach. Trzy wieże majestatycznie wznoszą się nad okolicą – widać je z daleka. Zatrzymamy się tu w drodze powrotnej, teraz nie ma czasu, jedziemy dalej. Przerwa na posiłek, zmianę za kółkiem i rozprostowanie kości. Siedzenia w Swifcie sprawdzają się w mieście, ale są zbyt miękkie w trasie, a przez to dokuczliwe, dodatkowo brak regulacji podparcia lędźwi powoduje, że dłuższe podróżowanie daje się we znaki.

 

 

W Krakowie jesteśmy ok. 12:00 i kierujemy się na Łagiewniki. Żaden z uczestników jeszcze tam nie był, więc jest to żelazny punkt naszej wycieczki. Nie mamy gps-a, więc patrzę na mapę, ale coś mi tu nie gra. Jakoś mało tych ulic, nie mogę odnaleźć budynków, co jest? Straciłem naturalną, wrodzoną, męską zdolność orientacji w terenie i nie umiem czytać mapy? „Z którego roku jest ta mapa?” pytam zirytowany. „Z 84-tego”. Hmm …, przydałaby się jakaś emotikona, wizualizująca moje opadające, z wysoka ręce. Od 84-tego trochę się zmieniło, ustrój Polski się zmienił, a co dopiero dzielnice miast! Fakt, że starówka i Wawel pozostały na swoim miejscu był małym pocieszeniem. Koniec końców, wzbijając się na wyżyny nawigacyjnych możliwości, wspólnymi siłami, czytając oznaczenia na ulicach i posiłkując się mapą dojechaliśmy na miejsce. Śmiechu było co niemiara, korzystanie z prawie 30-letniej mapy to niezły pomysł na zabawę.

 

 

17. sierpnia 2002 roku papież konsekrował nowo-wybudowaną bazylikę Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach. Budynek w kształcie owalu z wysoką wieżą widokową wzbijającą się nad Krakowem wygląda nowocześnie, a jednocześnie ujmuje swoją prostą formą. Wnętrze jest niezwykle przestronne i jasne, pełne symboliki. Bazylika została zbudowana w sąsiedztwie klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia usytułowanego we wsi Łagiewniki pod Krakowem pod koniec XIX wieku. Praca wychowawcza sióstr, oparta na poszanowaniu godności osoby ludzkiej i pielęgnowaniu wartości chrześcijańskich jest kontynuowana do dzisiaj w internacie i trzech szkołach ponadpodstawowych. Osoby poszukujące modlitwy w ciszy i spokoju zdecydowanie powinny odwiedzić to miejsce. Pomimo obecności wycieczek i pielgrzymów, można znaleźć „ciszę” korzystając z jednej z wielu kaplic. Chwila zadumy, kontemplacji, odpoczynku jest potrzebna po kilkugodzinnej podróży. Jeszcze rzut oka na panoramę Krakowa z wieży, dewocjonalia i możemy jechać dalej.

 

 

Starówka – pora coś zjeść i posiedzieć przy kawie. Mnóstwo knajpek, restauracji, zaprzęgów konnych, bazylika Mariacka, sukiennice. To miejsce tętni życiem i przyciąga rzesze turystów. Po krótkim odpoczynku czas zobaczyć smoka! Może już go naprawili? Kilka lat temu wysyłałem smsy, żeby zionął ogniem i nic – byłem niepocieszony. Odgazowany smok wawelski to lipa. Tym razem zionął ku uciesze wszystkich zgromadzonych osób, szczególnie dzieci. Zniknęła jednak tabliczka z informacją o sms-ach. Widocznie system się nie sprawdził i niezadowoleni turyści zbytnio się skarżyli. Wisienką na torcie krótkiego pobytu w Krakowie okazał się Wawel i prawie skończony remont dziedzińca. Wygląda niesamowicie, zieleń, kwiaty, fragmenty murów dawnych budynków. Niedaleko wejścia od strony Wisły ustawiona jest makieta Wawelu, wykonana zdaje się w brązie, z opisem budynków w kilku językach w tym w alfabecie Braille'a. Pomysł bardzo nam się podoba.

 

 

Godzina 18:00 – wyjazd z Krakowa – korki. Radość podróży w korkach pozostawię bez komentarza mając w pamięci cytat z filmu „C.K. Dezerterzy”. Cieszę się jak dziecko systemem wyłączania silnika. W drodze powrotnej zatrzymujemy się u podnóża zamku w Chęcinach. Wreszcie stosowne miejsce i czas, żeby zrobić kilka zdjęć auta.

 

 

Suzuki Swift – mały kompakt o sportowym charakterze – czytam na stronie producenta. Samochód rzeczywiście jest nieduży – posiada niewielki bagażnik, przy odsuniętych przednich siedzeniach pasażerom z tyłu może brakować przestrzeni. Problem mogą mieć także osoby wysokie. Pomimo sporej przestrzeni nad głową, trudności sprawia mi znalezienie odpowiedniej pozycji za kierownicą. Odsunięcie fotela powoduje oddalenie od kokpitu, co wpływa na operowanie kierownicą i na ergonomię korzystania z przełączników na konsoli środkowej. Z auta będą więc bardziej zadowolone osoby niskiego lub średniego wzrostu. Koleżanka pomimo moich spostrzeżeń bardzo chwaliła sobie pozycję za kierownicą. Sportowego charakteru nie sposób odmówić, stylistyka nadwozia jest ciekawa, lekko usportowiona. Układ kierowniczy precyzyjny, skrzynia biegów chodzi płynnie i lekko, co wpływa na przyjemność z jazdy. Pomimo niewielkiej pojemności silnika, jedynie 1,2 l, dysponujemy 94 KM co przy niewielkiej wadze (poniżej tony) pozwala jeździć naprawdę dynamicznie. Konieczne jest jednak utrzymywanie silnika na wysokich obrotach ponieważ maksymalne moment obrotowy 118 Nm jest dostępny dopiero przy 4800 obrotów. Trochę gorzej jednostka napędowa sprawdza się na trasie, wyprzedzanie nie jest tak łatwe jak przy turbodoładowanych silnikach większej pojemności.

 

 

Na medal spisali się styliści deski rozdzielczej! Wsiadając do auta odnoszę wrażenie, że projektanci naprawdę zadbali o detale. Po chwili wrażenie przeradza się w pewność. Estetyka wnętrza jest na nadzwyczaj wysokim poziomie jak na tę klasę aut. Ciemne wyświetlacze z jasnymi napisami wyglądają obłędnie, do tego estetyczne zegary ze wskazówkami kreślącymi na obręczach tarcz świetlne znaki. Do tego kilka użytecznych schowków. Środek sprawia wrażenie auta eleganckiego, dystyngowanego. Czapki z głów!

 

 

Godzina 22:30 – powrót do Warszawy – prowadzenie auta w deszczu, w nocy nie należy do najprzyjemniejszych, ale satysfakcja z wyprawy rekompensuje zmęczenie. To był udany dzień. Szybki rzut oka na średnie spalanie – 6l – 2 godziny w korkach, 8 w trasie, często przy prędkościach mało ekonomicznych – 6l? To naprawdę dobry wynik. Suzuki chwali auto za oszczędność – podpisuje się pod tym obiema rękami.

 

 

Mały kompakt o sportowym charakterze – takim go zapamiętam. Jak sobie poradził w trasie? Życzę wszystkim miejskim autom, aby dostarczały takiej przyjemności z prowadzenia i jazdy w trasie jak zrobił to Swift.

 

Tekst i zdjęcia: Leszek Kowalczyk

 

Przeczytaj także

SUZUKI W BIAŁOWIEŻY

HONDĄ NAD MORZE