Home Formuła 1/F1 F1 GP Monako 2012
F1 GP Monako 2012 Email
Wpisany przez Leszek Kowalczyk   
poniedziałek, 28 maja 2012 22:00

Prestiż, przepych, pieniądze.

 

Wyścig w Monako jest stałym punktem kalendarza Formuły 1 i nic nie wskazuje na to, żeby kiedykolwiek się to zmieniło. Największe bowiem emocje, jak mniemam, nie dotyczą samego wyścigu, ale imprez towarzyszących i jachtowego życia nocnego. Wszechobecność celebrytów i zatrważające bogactwo zgromadzone na tak małej powierzchni sprawia, że każdy chce tam być i pokazać się, ot takie targi próżności. Szczerze? Sportowo widowisko jest bardzo jednostajne i nużące. Głównie za sprawą toru, który na wiele tygodni przed wyścigiem jest budowany od podstaw. W tym roku organizatorzy zmienili nawet kilka jego elementów. Poprawiono asfalt na wyjeździe z tunelu i przesunięto barierę, na którą w poprzednim wyścigu z ogromną prędkością zatrzymał się Perez. Całe szczęście wyszedł z tego cało. Nie mówię, że tor jest zły, wręcz przeciwnie, jest niezwykle wymagający, praktycznie za każdy błąd płaci się wysoką cenę – odpadnięcie z wyścigu. Jego przejechanie wymaga niezwykłego kunsztu i pewnie dlatego kierowcy bardzo go lubią. Patrząc jak mkną pomiędzy wąskimi barierami, odnoszę wrażenie, że każde kółko musi im sprawiać niezwykłą frajdę. I wydaje się, że to właśnie tych 24 facetów, ubranych w kombinezony, kaski, przykutych w pozycji półleżącej do foteli, czujących na plecach każdą nierówność (a jest ich wiele w Monako) bawi się najlepiej.

 

 

Kibice mają trochę mniej fun’u, niewiele manewrów wyprzedzania, nic nie dający DRS, jazda jeden za drugim jak w peletonie. Trochę to makabryczne, ale najwięcej emocji (sportowo, pomijając aktorów, piosenkarzy, modelki i jachty) w tym wyścigu dostarczają kraksy i wypadki kierowców, które dość często się zdarzają. Nawet gumy i ich wymyślna konstrukcja, której nadal nikt nie rozumie, co więcej zaczęły krążyć żarty, że nawet inżynierowie Pirelli się gubią, bo stworzyli potwora, nie mają większego znaczenia. Tor jest bardzo łaskawy dla opon i kierowcy zwykle jadą na jeden pitstop. Jedyne, prócz wypadków, co jest w stanie uatrakcyjnić wyścig to deszcz. Choć właściwie deszcz wpływa na jeszcze większą makabryczność imprezy.

Dlatego też z wielkim zniecierpliwieniem czekałem nie na wyścig, ale na kwalifikacje. Szczególnie na tym torze liczą się  bowiem umiejętności kierowcy w osiągnięciu najlepszego czasu, a nie DRS, KERS, czy inne wynalazki. Potwierdził to stary mistrz, sięgający siedem razy po mistrzostwo, Michael Schumacher. Po spowodowaniu wypadku w GP Hiszpanii, posądziłem go o słabnący refleks, timing, ocenę odległości. Nic z tych rzeczy, po prostu popełnił wtedy błąd, a teraz pierwszym czasem udowodnił, że zasługuje na miejsce w stawce. Drugi, o dziwo, był Webber. Muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczył, czego nie mogę powiedzieć o Vettelu, który po raz kolejny nie ustanowił czasu w Q3. To już się robi zwyczajnie niesmaczne. Trzecie miejsce wywalczył Rosberg, czwarte Hamilton, potem Grosjean, Alonso i … siódmy był nie kto inny jak Massa. Wow! Nie wiem co wpłynęło na tak znaczną zwyżkę formy, może znajomość toru, gdyż od pewnego czasu mieszka w Monako, a może potrzeba PRowa Ferrari, a może po prostu wreszcie odnalazł właściwą motywację. Ostatnio, nikt go nie oszczędzał, zresztą słusznie i w końcu podniósł się. Oby tak dalej, szacun. W pierwszej dziesiątce znaleźli się także Raikkonen i Maldonado. Zabrakło Button’a (13-ty czas), który o całym weekendzie, no może prócz after party, powinien jak najszybciej zapomnieć.

Przykry wypadek spotkał Pereza, który zahaczył o bandę w tym samym miejscu, w którym rok temu rozbił się Pietrow. Wydaje mi się jednak, że nie był to błąd Meksykanina. Przyglądałem się uważnie powtórkom, gdzie wyraźnie układ kierowniczy nie podążał za sterami kierowcy. Być może była to konsekwencja kolizji z Maldonado w trzeciej sesji treningowej.

Przesunięcia o 5 i 10 miejsc doświadczyli odpowiednio Schumacher i Maldonado. Pierwszy za spowodowanie wypadku w poprzednim wyścigu, drugi za ww. kolizję z Perezem.

Wyścig już nie był taki emocjonujący. Webber i Rosberg obronili pozycje. Alonso i Vettel dojechali za nimi wyprzedzając Hamiltona. Vettel jako jedyny z dziesiątki wystartował na miękkiej, a nie super miękkiej mieszance, dzięki czemu dłużej utrzymał się na torze i zyskał parę sekund. Szósty Massa! Siódmy di Resta, potem Hulkenberg (obaj z Force India). Dziewiąty dojechał Raikkonen, następnie Senna i jedenasty, startując z 24. pola linię mety minął Perez! Piękna jazda, bez kompleksu zeszłorocznego wypadku. Co więcej wyprzedził nawet Buttona, który utknął za Kovalainenem z Caterham’a, ostatecznie nie ukończywszy wyścigu z powodu awarii. Kogo brakuje? Oczywiście Schumachera, który również z powodu awarii bolidu musiał oddać siódmą pozycję. Za jego sprawą w pierwszym zakręcie odpadł także Grosjean. Francuz urwał tylne koło zawadzając o bolid Niemca. Był to typowy incydent wyścigowy na ciasnym torze. Szkoda, nadal obaj nie mają szczęścia.

Po raz szósty wygrał inny kierowca. Po raz pierwszy obyło się bez całej tej szopki dotyczącej opon. Po raz pierwszy Massa pokazał pazur. Po raz pierwszy Schumacher zaimponował w tym sezonie. A już za dwa tygodnie Kanada.

 

Tekst: Leszek Kowalczyk

 

PRZECZYTAJ TAKŻE;

GRAND PRIX HISZPANII 2012

 

 
Designed by vonfio.de